Przeźrocza Akwamaryny
Piękna kobieta w średnim wieku umiera w środku dusznego lata…
Umarła z wielkiego bólu, z ogromnych utrat. Czas i los zabrał jej wszystko to, co miała, to, kim była. Zabrał miłość, zabrał ludzi, których kochała, pracę, możliwość tworzenia, miejsca, a zostawił w zamian wielką pustkę i chorobę krwawych łez. Straciła wszystko to, co budowało jej tożsamość, całe jej życie i wyobrażenie o nim, całą nią. Wyrwał cały wraz z korzeniami jej świat i samą ją. Bezlitośnie jak bezlitośnie odbiera nam wszystko czas, los i świat. Zegar życia, w którym wskazówki zmuszają do przejścia swoich bram. Bram własnych prawd, tajemnic, bóli i lęków.
Po śmierci piękna kobieta, bezimienna i bezdomna, spotyka Śmierć, która daje jej szansę powrotu do życia, ale każe wrócić do niego krainą Wielkiego Ducha i przejść jeszcze raz od początku każde miejsce, każdą więź, ważne relacje, każde ważne zdarzenie i czas, by zrozumieć własną śmierć.
Bohaterka wraz z cieniem Śmierci, która jak najbardziej oddany przyjaciel wyrusza wraz z nią w jej własne bardo. Odwieczną przestrzeń jawy i snu. Porzucony przez człowieka świat uderzeń wielkiego serca, które było od zawsze i wszystko wie.
Jego transowy puls i wielkie pragnienie zrozumienia tego, co jej się przytrafiło, próba zrozumienia tej wielkiej rozpaczy, która uderza nas po utracie naszych najcenniejszych wartości, najbliższych ludzi, najważniejszych dla nas życia spraw.
Bezimienna raz jeszcze przechodzi te najważniejsze relacje, które doprowadziły do jej śmierci. Tę miłosną, pełną wielkich emocji, namiętności, szarpanych ran, naznaczeń przeznaczenia, tę z rodziną, z tymi, którzy ją jako kobietę i człowieka wypełnili, z miejscem korzennym, które na zawsze wiąże przynależnością. Przechodzi przez najważniejsze zjawiska i zagadnienia, które chciałby pojąć każdy z nas. Istotę mijania, odwiecznego czasu, przestrzeni Ducha, który tka każdego dnia i nas, i świat. Wraca do świata natury i Ducha, bo tylko w nim możliwa jest cisza i przejrzystość, by ujrzeć to, co jest naszym sensem, co jest prawdą życia, a co nie, co jest nami, a co jest zapożyczeniem zaszczepionym przez najbliższych, przez to, co najsilniej w nas weszło.
Podróż rozpoczyna się od utraconej relacji miłosnej, a raczej wyobrażeń o niej, które nadłamują się i szczerbią przez lata, by roztrzaskać się w jeden wielki ból.
A serce kobiety, która kocha, kocha zbyt namiętnie, zbyt marzycielsko, zbyt zachłannie, długo cierpieć potrafi, długo znosić każdy, nawet ten najokrutniejszy ból.
I chyba nie ma na świecie takiej kobiety, która nie miała wielkich marzeń o miłości, marzeń, które zostały zdeptane, zniszczone, zbyt brutalnie zabite. Nie ma chyba takiej kobiety, która nie kochałaby zbyt bolesną, bo niemożliwą do ziszczenia miłością z dziesiątków powodów, chociaż raz. A kiedy to zrobiła i trafiła pod niewłaściwy adres, dom i nie te, co mają być dla niej otwarte, życia drzwi. Doznała odrzucenia tak wielkiego, po którym zostały ogromne dziury cierpienia, które długo krwawić będą, może na zawsze już.
Miłości danej nie da się już z człowieka wykorzenić. Pisali o tym wszyscy, wszyscy też zwracali uwagę na to, jak wielki rodzi taka dziura ból. Co z nim zrobić i jak ? Czy jest początkiem, czy końcem drogi ? Rodzi miłość czy samotność ? Daje szansę czy skazuje na wieczny ból ?
Dalej bohaterka wyrusza szlakiem swoich korzeni, wraca w dom rodzinny, do najważniejszych ludzi, zdarzeń i miejsc, do tego wszystkiego, co było pierwsze i najważniejsze, co ją stworzyło i co naznaczyło przekazywaniem ukrytych bóli i traum, pierwszych odkryć, formułowania się każdego pojęcia, dotykania każdej emocji, każdej ukrytej warstwy człowieka, bo to one mówią o nas najwięcej i tylko one pchają nas niepojętym imperatywem mocy, znają naszą prawdę o nas samych, potrafią wyczuć każdy fałsz.
Dom rodzinny bohaterki to przede wszystkim kobiety, ale nie tylko, bo jest jeszcze zabugowska natura dziadka, postać niemal nieobecnego ojca, z którą rozlicza się bohaterka, a także siostry. Główne postaci tego domu to bardzo silna energetycznie, znerwicowana i zakleszczona we własnych lękach matka, z której przebija się do świata jej oryginalność, przebojowość i zew wielkiej kobiecej mocy. Postać także silnej, a może nawet silniejszej ciotki, która w małym, prowincjonalnym miasteczku snuje swoją, całkiem osobną i nieprzystającą do jego realiów szaloną opowieść kobiety, artystki, która nijak nie mieści się w żadnych schematach i układach, na pewno nie tych prowincjonalnych. A także babcia bohaterki od strony matki, która jest jej opoką, przyjacielem i jak każda babcia ma swój głęboko ukryty tajemny świat i do niego kod. Te trzy kobiety i ich pogmatwane pełne bólu, szaleńczej miłości, złowrogich przemilczeń i niezwykle intensywne emocjonalnie relacje są główną osią rozliczeń z tym, co ją samą jako kobietę, artystkę, człowieka ukształtowało i naznaczyło.
Pytania o zło. O przekazywanie żali, bólu jątrzącego się zbyt długo w najważniejszej warstwie skóry, który staje się tkanką tożsamą, tym samym kłamliwą, fałszującą odbiór ludzi i tego, co ją otacza. Dlaczego jesteśmy wierni swoim bólom, krzywdom ? Co o nas mówią ? Dlaczego łatwiej jest zatruwać się śmiertelną drzazgą bólu, którą kiedyś nam wbił, niż przynajmniej spróbować szukać uzdrowienia, znaleźć most pojednania ? Dlaczego tak bardzo wszystko, co pierwsze, co doznane w naszych domach, w naszych najważniejszych, rodzimych relacjach, przeżyciach, sekretach i strachach, staje się motywem przewodnim naszego życia ? Jego głównym szlakiem, który buduje los. I tylko wtedy, gdy wyruszymy na sam kres naszych ran właśnie drogą naszych pełnych bóli żyć, możliwe jest znalezienie odpowiedzi, pojęcie tego swoją istotą, odkrycie tego, kim jestem i po co. A także tego, co jest dalej.
Park i jezioro Trzesiecko. Foto: Kamila Wojciechowicz.
Szlakiem wszystkiego tego, co umarło, szlakiem rodzimych grobów bezimienna próbuje jeszcze raz spotkać się z tymi, co odeszli, dowiedzieć się, kim tak naprawdę w jej życiu byli i po co ? Kim w ogóle byli. A nawet tego, czy to, co było, zdarzyło się w nas naprawdę ? Czy może było zaledwie furtką do prawdziwych przesłań i wartości każdej relacji, którą potrafi odsłonić jedynie śmierć i jej krewniaczka utrata. Próbuje wrócić do relacji z każdym członkiem swojej rodziny, bo każdy, z kim zetknął nas los, czy tego chcemy, czy nie, zostawia w nas swoje testamenty, z którymi przyjdzie nam już do końca żyć.
Miejsce rodzinne, miasteczko Szczecinek, będzie odsłaniać i zasysać ją do minionego
czasu, przywołując symultanicznie niemal każdą istotną historię, której rozczytać wtedy nie potrafiła, i wywoływać Duchy przeszłości i utraty, które muszą zostać usłyszane, w pełni przeżyte i rozliczone, byśmy wspólnie mogli zawierzyć pięknu, światu i temu, co stwarza, a co nieznane. Jednocześnie mieszające się rzeczywistości, nakładające się warstwy istnień odsłaniają inne prawdy, inne światy, które są w nas głęboko ukryte, ową krainę wielkiego Ducha, która wiedzie właśnie przez ból i śmierć. Tu wszystko staje się klarowne, przychodzi błogość, spokój, nawet upragniony sen, ten wieczny, który śnimy o świecie, ten, który pozwala nam doświadczać dziwów i prawdy, ten, który potrafi zanurzyć nas w bicie wielkiego serca, które stworzyło świat, było od zawsze i wszystko wie.
Gdy tu się trafia, rozpuszcza się każde zło, a człowiek jako istota, czucie i myśl może doświadczyć spełnienia, i prześwitują też do naszej świadomości te najważniejsze drzwi, o sobie, o czasie, o dziejach świata. Odsłania się sens, sens wszechistnienia.
To świat wielkiej wody, wiatru, który niesie i koi, drzew, które życia ratują, stają się przyjaciółmi. To chaszcze wielkiego lasu, które osuwają grunty spod nóg i wiodą tam, gdzie kończy się ziemski świat, a otwiera bezkresność, odsłania się tajemnica.
Zwodnicze zaułki pułapek i zwierzęta zamieszkujące las, i te, które chcą nas uśmiercić, najeść się padliną, i te, które pomagają przemierzyć swoją czerń, każdą czerń. Historia wielkiej przyjaźni między bohaterką a jej psem, tym, który wraz z nią przemierza tę krainę, i ptakiem, którego tam poznaje. Cały świat leśnej zieloności, który pomaga jej przejść przez największy ból, by oddać go wodzie i polecieć tam, gdzie bije srebrny i wieczny blask księżyca, gdzie nic nigdy nie umiera, a zawsze wszystko w niepojętym trwa.
W kolejnej części bohaterka powraca w pośmiertne, labiryntowe korytarze miasta Łodzi, gdzie rzucił ją los, Duch i świat. Gdzie budynki, ulice i nowe drogi przywołują czas, który oddawał ją pętlom śmierci. Gdzie własny, mały pokój i znajdujące się tam rzeczy, bibeloty snują swoją opowieść o minionym, sprawiają, że wypadają z nich kolejne doświadczenia, spotkania, przeżycia, które do tej śmierci doprowadziły. I wreszcie sama Śmierć, spotkanie z nią.
Czy wyobrażał sobie człowiek kiedykolwiek własną śmierć ? Jaki ma zapach, kształt ? Czy jest postaciowa ?
Utwór, który porusza wszystkie dostępne mi na dni pisania próby rozwikłania tego zjawiska, zbliżenia się do tego pojęcia tak blisko, na ile tylko śmierć nam pozwala. A pozwala naprawdę na wiele, potrzeba tylko tej wielkiej odwagi, która walczy o nas, o naszą prawdę, o nasze marzenia, o naszą godność, o jakość naszego życia. Byśmy potrafili patrzeć i widzieć, słuchać i słyszeć. Przenikać się z inną rzeczywistością, tą, która życia i świat daje i gdy chce, je nam odbiera.
Głęboka medytacja i wielki hołd poświęcony temu najważniejszemu zjawisku, które jako jedyne poszerza naszą świadomość właśnie do stanu pojmowania jej istoty, a także tego, co dalej ? To słynne, co dalej ? Czy jest jakieś dalej ? A jeśli tak, to czym kolejna przesłona istnienia być może ? Do czego prowadzi ? I co odkrywa ?
Różne prądy i wierzenia, filozofie i dogmaty składają się na próbę zrozumienia tego tematu, ale przede wszystkim wniknięcia w jego istotę, która rodzi pojmowanie i doświadczenie jej. Tajemnica na zawsze pozostaje tajemnicą, wnikamy w nią zawsze samotni i zawsze ze swoją percepcją odbioru, swoimi skłonnościami myślowymi, emocjonalnymi, silnie przez świat lub ego zakotwiczonymi.
Ale wyruszenie w tę najważniejszą i najtrudniejszą szczelinę siebie zawsze jest samotne i na wskroś dojmujące, zmusza do prawdy, do stanięcia w niej, a nie ma chyba nic trudniejszego niż dążenie do poznania się i bycie we własnej prawdzie, na przekór temu, co wymaga, wmawia nam system, bezduszne, zawłaszczające ludzkie czucie i rozeznanie mechanizmy świata mielące każdą odrębność, myślenie i zalążek nadziei na swój głos. Bez którego nasz los wydarzyć się nie może wcale, a zamiast tego w chocholim tańcu powykrzywianych pejczami wymogów świata twarzy toczy się i pcha powtarzalność pułapek, które stworzył, by czerpać dla siebie jak najwięcej, by w ogóle ten świat w formie opłacalnej, klejącej masy jak plasteliny mógł trwać.
Trzecia część to opowieść o odchodzeniu i utracie najukochańszej babci, a razem z nią jedynego domu, ostatniej części przeszłości, która została wyrwana przez Śmierć tak boleśnie, że zabiera bohaterkę w najtrudniejszy tunel bólu, który prowadzi przez pustkę, obcość, bardzo głuche, czarne miejsca i wielki brak. Staje się opowieścią o tym, czego nie ma.
Niezwykle silna i niezrozumiała pozostałym członkom rodziny więź, która łączy te dwie postaci, wielka miłość, która rodzi nieustanną wielką tęsknotę za nestorką rodu pozwala wyruszyć za zmarłą w jej bardo i szukać jej w świecie, do którego żadna śmierć, nawet ludzka, nie ma dostępu. Zostawia co najwyżej echa swojej obecności, ale gdzie istnienia nawołują siebie ze swoich płaszczyzn, swoich światów właśnie po to, by móc przetrwać po tej i po tamtej stronie, po to, by kochać i żyć.
To też pytania o odpowiedzialność wobec starszych członków naszej rodziny, o tym ile i czemu jesteśmy im winni siebie. Czasem najbardziej wtedy, gdy wolimy toczyć swoje nurty, bo tego od nas chce czas, właściwość wieku, pęd i świat.
Wielki hołd złożony byciu z najbliższymi, póki jesteśmy razem, póki istniejemy, póki możemy dać siebie, czas.
Bardzo mocno poruszany jest watek choroby ginekologicznej, Endometriozy, na którą choruje główna bohaterka. Choroba krwawych łez stygmatyzuje i wyznacza granice jej życia, ale nie możliwości. Wręcz przeciwnie, każe zejść najgłębiej, jak tylko jest to możliwe w ból, który rodzi, właśnie po to, by odkryć to, co pogrzebała na grobie jej utrat i za czym płacze krwawymi łzami jej macica. Pierwotna mądrość i wielka moc, którą za wszelką cenę chce zniszczyć świat i jego kanony, wymogi, zamieniając nas w twory lalkopodobne albo każe skrywać się za flagą intelektualizmu, jedynej waluty, którą jest w stanie uznać świat, i wymachiwać ją jak orężem i jedyną tożsamością, która się liczy i ma poważanie. Za którą można się chować i jedyna, która się wybroni. Pozbawiając nas naszej prawdziwej wielkiej mocy kreacji, sprawczości, ale przede wszystkim mądrości, która mieści w sobie wszystko i to wszystko pojmuje, i potrafi nią przewodzić, i samą nią się stać. Mądrości, która szanuje indywidualizm, przemijalność, pojmuje prawdy poza percepcją wyznaczoną przez świat, wymyka się mu i ma odwagę być tym, kim jest, być cudem własnego istnienia.
Budzi do aktu kreacji, tworzy życia, światy wielkiego Ducha i nieśmiertelną jak on sam sztukę, wartko i silnie bijąca, taka mała w kształcie serca w podbrzuszu każdej kobiety, w kolorze namiętności życia, oddychająca Tobą, Ty nią – macica, żyjąca w cyklu podziemnych wód księżyca.
Choroba, która demaskuje i transformuje relacje, zmusza do konfrontacji z tym, co jest, co wymyślone, co sztucznie stworzone, co wrosło tak silnie, że stało się naszym życiem, a my zapomniałyśmy w nim o sobie.
To choroba, która jedyna wraz ze śmiercią jest nauczycielką pokory, największej lekcji, której udziela. Ale raz pojęta, przez siebie właśnie wiedzie we własną nieskończoność i tę mądrość, którą chcemy pojąć, w którą nas zamienia. By odkryć własną pełnię, by odkryć swoje sensy istnienia, by tak jak w krainie wielkiego Ducha, w którym króluje niepojętość, prawda i piękno, doświadczać swego cudu, swojej pełni istnienia, która na pełnię wszechświata się składa, by przyjąć mijalność jako najważniejsze prawo, które ustanawia, przekraczać siebie właśnie po to, by żyć jak najpiękniej, jak najprawdziwiej, najbardziej na świecie, jak tylko się da. I kochać, i wierzyć marzeniom, bo one są właśnie z tego miejsca, które codziennie rodzi nas i świat.
I wreszcie sztuka, która jest, zaraz po jej ukochanych psach, największą miłością autorki i bohaterki, która wraca ją do życia i na nowo odkrywa jej prawdziwą tożsamość, tę wieczną, której nikt ani nic nie jest w stanie odebrać, ani jej pozbawić. Nadaje życiu sens, staje się największym aktem poznania, spełnienia i daje przynależność, dzięki której jesteśmy w stanie toczyć swoje życia, zmagać się ze światem i dawać sobie i ludziom coś, co ma szansę wzbogacić, ocalić zbolałe serca, dusze i świat.
I o tym jest ta opowieść. Wstrząsająca, na wskroś prawdziwa, bezkompromisowa, odważna, o szaleństwie, wielkich marzeniach, miłościach niemożliwych, tych zabranych i tych, które trwają.
W głąb świata bezimiennej zapraszam
Kamila Wojciechowicz