… Odezwał się u mnie głos tęsknoty, za pięknem, za magicznym słowem Poświatowskiej, za Gałczyńskiego zaklęciem, cały dzień włóczyłam się po księgarniach. Zadziwiające, że tak mało poezji tam jest, może nawet dziś ludzie młodzi nie wiedzą kim jest Staff, miłosna nostalgia Achmatowej, czarne strumyki Cwitajewej. Jak mają rozkwitać ? Jak mają siebie czarować, jak chcieć całować ukochanej rzęsy, jak muskać skórę opuszkiem palców. Gdyby ludzie czytali poezję, gdyby byli poezją, żyliby nią, na ulicy znów wylała by się magia spojrzeń, kroków, pokłonów, szacunku, splątanych włosów, dyszących warg, finezyjnej miłości, eksplozja piękna, barw, nawet wtedy inaczej smakują łzy, wody, słońce i wiatr. Zadziwia mnie jak daleko świat odszedł od piękna, wrażliwości, zachwytu, głębi, zabawy, ceny smutku, i nie nadpływających zim. Dziś na świecie królują krótkie proste zwroty, nawet jeśli dotyczą naszego oceanu dna, i świat mówi, że to bestseler, i że mam uważać tak także ja. A ja zwyczajnie się w nich nie mieszczę, wystaję z każdej strony, fruwającą apaszką na ulicy macham przechodniom, bez półuśmiechu, bo kim jest wtedy Jesienin, czy nasz rodzimy Tuwim? Ale może w tej slapstikowej odsłonie różnorakich instagramowych wydęć i wzdęć, w bikini z Vitkaca, spuchniętych warg, zgładzonych cer, jednakowych uśmiechów i błysków, olśnieniem jest, że w ogóle w New York Times podają, że ktoś napisał odsłonę dna, w którą może choć na moment wejdzie świat. Ludzie tak bardzo pragną autentyczności, zagubieni w swoich maskach, pośpiechach, chcą dotykać swoich nerwów, chcą głośno usprawiedliwić swoje spadanie i potłuczenie pragnień, i życiowych barw. Więc jednak w małej księgarni poznaję losy Cwietajewej i pod fotelem odpoczywa mój pies, z książką ja.
… Postanowiłam przebrać się dziś jak arabska księżniczka z bajek tysiąca i jednej nocy, co wyłania się z Aladyna dymu. Wspaniale, jak bogini z ulic Paryża, sukienka z lekką nutką dekadencji, nonszalancji, czarnym muślinem owinięta, tajemniczo puszczonym ku dole, w wina kolorze paznokcie, i melancholijne spojrzenie, torebkę z niestety całkiem złotym łańcuszkiem, ale takim prawie jakby, co ją najbardziej pożądaną torebką na świecie zwą, co ma przegródkę na list miłosny i szminkę, bo list miłosny będzie pisał do mnie on. Usta w malinie się śmieją i nucą ” Ja nie chcę znów za dużo mieć, Ty sam to wiesz, pierścionki dwa, przyjaciół w bród, parasol w deszcz, i modny strój i dobry but, i jeszcze,żeby stał się cud. Oddałabym sukienki swe i pończoch sto, by z Tobą hen do nieba biec i znów na dno, bo kiedy w nas przygaśnie blask, Ty dla mnie skradniesz jedną z gwiazd” na, na na na ,na, na na … W życiu trzeba czasem zwyczajnie na palcach wirować, w zachwycie nucić melodię, co łatwiej z nią iść, i widzieć Twą twarz, co kocha, co też chce. To nic, że kroczę psią trasą na osiedlu, to nic, że oprócz traw, wiatru, liści i drzew, nikt nie kołysze mnie, czekam aż uniosą mej duszy mnie skrzydła, by porwać w cudny świat, odrywam palce od ziemi, cichutko odfruwam, faluję z tym wiatrem i psem. Kocham. Wybieram życie. Wybieram siebie, wybieram swój uśmiech i swoją drogę do gwiazd. Wierzę, że będziesz wciąż ze mną mój Aniele, że z boskim światłem, nie ulęknę się zła. Kocham życie w tej pięknej sukience, nawet jeśli oczy śmieją się do gwiazd, zawsze spójrz dalej niż tam, gdzie siadają gołębię, spójrz zawsze wyżej. Bądź w sercu, trwaj.
Zostaję w sobie, wybieram siebie z ” niebytu wyłaniam się fal”tańcząca, czasem senna, zło zostawię w kuli zaklętej, kula potoczy się do nieba bram. Upadać tak wiele razy, potłuc, rozwalić się, ciągle chcieć wstawać, wirować wraz z wiatrem, pod wiatr, światłem księżyca prowadzona czuła kobiecość, podwodna czarodziejka gwiazd, z tęczowym małym duszkiem, co czarne uszka ma, uśmiechem, co wznosi, nad każdą życiową złą minę, czaruję słońce, z próżni światła przestrzenie, ze zgliszczy kwiaty, z rozpaczy nadzieję i piękny zachwytu taniec dnia. Wierzę i wiem, niebo mówi wszystko jest możliwe, serce mówi, po bólu życie jest możliwe, lekko na palcach unosząc się, odbijam się od sennej siebie, co trzyma się kurczowo swego czarnego dna. Nawet wtedy gdy nie masz nic, wszystko jest możliwe, błyszczące oczy i Twój śmiech, dusza krzyczy wybieram siebie i zsyła na mnie drobinki tęczowych, diamentowych radości łez. Zawsze możesz wyjść ze swej niemocy, niechcenia, mówi dusza, jeśli tylko chcesz.
Dziękuję Bogu, życiu, Stwórcy za wszystko. Dziękuję za siebie też.
Kiedy tańczę kocham, kiedy odsłaniam do nieba ramiona to kwitnę, w mojej baśni kiedy falują mi rzęsy i biodra to kocham, w myślach przyzywam Cię.
Szczęście przyjdź, będzie pięknie. Miły przyjdź, przywitam Cię fiołkowo.
Tak u mnie cicho czarodziejsko jest.
Kamila Wojciechowicz
Fragmety z utworu “Pamiętnik podwodnej czarodziejki gwiazd”
Zdjęcie zaczarowanej kuli źródło internet